Jest mroźny styczeń. Przy ośnieżonym rynku Lelowa stoją autokary, niektóre na zagranicznych, często ukraińskich rejestracjach. Puste pojazdy zdają się mówić: „Goście przybyli!”. Z oddali dobiega muzyka. Jeżeli ruszymy jej tropem, miniemy autokary i aptekę, to już za skrzyżowaniem z uliczką Kaczą dźwięki przybiorą na sile. Jeszcze kilkanaście kroków i oczom naszym ukaże się widok rzadko spotykany w Polsce: na niewielkiej ulicy Ogrodowej, świętują dziesiątki mężczyzn w charakterystycznych czarnych chałatach – młodzi i starzy. To chasydzi, którzy jak co roku przybyli do grobu cadyka Dawida Bidermana w rocznicę jego śmierci. Jest hucznie – z głośników leją się chasydzkie pieśni, które nałożono na skoczną muzykę rozrywkową, polskiemu odbiorcy przypominającą disco-polo. Chasydzkich pielgrzymów jest naprawdę dużo. Niektórzy się modlą, inni rozmawiają lub krzątają się w przygotowaniu do wieczornych obchodów jorcajtu, rocznicy śmierci cadyka. W tłumie świętujących nie widać kobiet – w trakcie kilkudniowej uroczystości udało mi się dostrzec tylko jedną.

Między pielgrzymami rozproszeni są ludzie z aparatami – kobiety i mężczyźni; młodzi i starsi. Niektórzy przechadzają się sami, inni trzymają się grupy znajomych. Są też tacy, którzy nie mają aparatów. Niektórzy z nich są tu przypadkiem, bo akurat przechodzili, inni planowali tę wycieczkę od dawna. Tego dnia ulica Ogrodowa tętni życiem. Jorcajt przyciąga nie tylko mieszkańców Lelowa, fotografów i ludzi zainteresowanych szeroko pojętą kulturą żydowską; przyjeżdżają także dziennikarze, w tym ekipy telewizyjne. Wszyscy oni przyglądają się chasydom. A ja przyglądam się im.

W Lelowie w latach 1746-1814 żył cadyk Dawid Biderman Lelower, założyciel lelowskiej dynastii chasydów. Żydzi stanowili wówczas, zależnie od okresu, od 20 do 40 procent mieszkańców miasteczka (Gawron 2006, s. 30, Zarubin 2006, s. 14). Historycy nie podają, jaki procent żydowskiej społeczności Lelowa uznawał Dawida Bidermana za duchowego przywódcę. W tym okresie chasydyzm miał nie tylko wiernych wyznawców, ale i zagorzałych przeciwników, zarówno ze strony ortodoksji, jak i haskali, czyli ruchu oświeceniowego wśród Żydów. Niemniej na przełomie XVII i XIX stulecia Lelów był jednym z ważnych ośrodków chasydyzmu w Polsce.

Lata okupacji niemieckiej w trakcie II wojny światowej przeżyli nieliczni żydowscy mieszkańcy Lelowa. Niemal wszyscy zginęli w obozie zagłady w Treblince w 1942 roku (Gawron 2006, s. 37). Ci, którym udało się przetrwać, wybrali emigrację i już nie wrócili do rodzinnych domów. Tym samym Lelów stał się jednym z wielu tysięcy miast, miasteczek i wsi polskich, z których w kilka lat zniknął znaczny procent mieszkańców. Oczywiście życie żydowskie w Rzeczpospolitej nigdy całkowicie nie zanikło. Dowodem na to może być na przykład powstały w 1979 roku ŻUL, czyli Żydowski Uniwersytet Latający (Adamczyk-Garbowska i Ruta 2011, s. 720). Nie ulega jednak wątpliwości, że Zagłada oraz powojenna sytuacja w Polsce doprowadziły do zjawiska, które Ruth Ellen Gruber, amerykańska dziennikarka oraz znawczyni problematyki dziedzictwa żydowskiego w Europie Środkowowschodniej nazywa „białymi plamami”. „«Białe plamy» w spuściźnie historii Żydów oraz Zagłady są nie tylko skutkiem wojennej masakry. Są także dziełem umyślnej amnezji w powojennym życiu publicznym, świadomych działań politycznych bądź apatii i zaniedbań, albo też wynikają ze wszystkich wspomnianych czynników jednocześnie. Lata powojenne były zasadniczo czasem odbudowy i zapomnienia (Gruber 2004, s. 31).

Zagłada w wielu miastach i wsiach wytworzyła pustkę – symboliczną oraz dosłowną. Pustkę symboliczną określiłabym jako rodzaj odczuwania. Są to, często trudne do nazwania, nostalgia i poczucie straty, które są doświadczeniem części moich rozmówców. Dosłowną, ponieważ po żydowskich mieszkańcach pozostawały opuszczone konkretne rzeczy i miejsca – domy, ruchomości, ale też budynki i przestrzenie sakralne, jak synagoga czy cmentarz. Wszystkie te przestrzenie i dobra zostały w trakcie wojny lub po jej zakończeniu dość szybko zagospodarowane przez miejscową społeczność lub instytucje gminne, których funkcjonowanie stymulowała polityka państwowa.

Choć podobne procesy stały się udziałem wielu miejscowości w Polsce, sytuacja Lelowa jest wyjątkowa. Od kilkunastu lat w tę homogeniczną etnicznie i religijnie przestrzeń raz w roku wkraczają chasydzi. Pielgrzymi zwracają na siebie uwagę lelowian, fotografów, mediów oraz wielu innych osób, często mieszkańców miast oddalonych o setki kilometrów. Gromadzą się oni wokół świętujących chasydów, aby ich fotografować lub po prostu obserwować. W niniejszym artykule pragnę przedstawić motywacje moich rozmówców, którzy postanowili spędzić czas pod ohelem, nierzadko marznąc przez wiele godzin. Dlaczego przyjechali do Lelowa w czasie jorcajtu?

Pamięć i tożsamość

Pamięć jest na gruncie nauk humanistycznych i społecznych pojęciem rozbudowanym i w ostatnim czasie bardzo nośnym. Często definicje uzupełniane są przez rozmaite typologie; mamy więc na przykład pamięć indywidualną, zbiorową, społeczną, kulturową, które zawsze pozostają ze sobą w ścisłych relacjach. W niniejszej pracy interesuje mnie pamięć subiektywna (która zawsze uwikłana jest w różne konteksty) oraz jej procesualny charakter. W jaki sposób aktorzy społeczni, w tym przypadku osoby przyglądające się chasydom, wytwarzają pewien rodzaj pamięci? Jaka to jest pamięć i o czym? Jaki jest jej związek z tożsamością? Przyjmuję za Romanem Ingardenem, że tworzenie tożsamości potrzebuje pamięci. Jak zaznacza Katarzyna Kaniowska, autorka tekstu Antropologia i problem pamięci, Ingarden wpisuje problem osobowości i pamięci w dwie koncepcje czasu: według jednej z nich „Ja wplecione jest w nurt czasu i istnieje zawsze «pomiędzy», tj. pomiędzy przeszłością a przyszłością. Pamięć pełni funkcję integracyjną, bo wiąże ze sobą te dwa pola, integrując istnienie” (Kaniowska 2003, s. 61). „Pamięć jest dla nas źródłem wiedzy o nas samych, ale w tym sensie przede wszystkim, że kumuluje ona i utrwala nasze bycie, doświadczenie” (Kaniowska 2003, s. 61). Pamięć jest więc rozumiana jako proces, który tworzy tożsamość; nadając sens przeszłości, zapewnia poczucie ciągłości.

Na określenie zjawiska „podążania za” chasydami i odwiedzania obchodów jorcajtów w takich miejscowościach jak Lelów i Leżajsk używam sformułowania „podwójne pielgrzymowanie”. Termin ten oddaje, moim zdaniem, specyfikę podróży moich rozmówców. Jak pisze Ruth Ellen Gruber „Współczesną turystykę porównuje się do dawnych pielgrzymek. (…) Miejsca, które zwiedzają turyści, wyznaczają idee, wydarzenia, epoki, historia, której trzeba «dotknąć», rzeczywistość, której należy doświadczyć” (Gruber 2004, s. 147). Dla większości osób, które poznałam pod ohelem, wyprawa na jorcajt to rodzaj duchowej wędrówki, która nie jest jednak związana bezpośrednio z postacią cadyka. Wyruszają do Leżajska i Lelowa, aby zobaczyć chasydzkie pielgrzymki, stając się przez to „pielgrzymami drugiego rzędu”.

„Bo pochodzimy z Będzina”

Spędzając długie godziny na obserwacji obchodów jorcajtu, nie sposób nie zrobić sobie przerwy na pokrzepienie. Miejscem, które ściąga grono przyjezdnych, „pielgrzymów drugiego rzędu”, jest restauracja Lelowianka. To tam, podczas obiadu, spotkałam grupę starszych mężczyzn, których wcześniej widziałam pod ohelem. Niewiele myśląc, przysiadłam się, licząc na chwilę rozmowy. Jak się okazało, czterej mężczyźni przyjechali specjalnie na jorcajt z Będzina. Moimi rozmówcami było dwóch z nich – emerytowani nauczyciele w wieku około sześćdziesięciu lat.

„Bo to jest kawałek i naszej historii”

Gdy zapada zmierzch, rozpoczyna się najbardziej spektakularny, przyciągający najwięcej obserwatorów moment jorcajtu. Wszyscy pielgrzymi zbierają się w białym namiocie, wzniesionym specjalnie na tę okazję. Świętują: śpiewają, tańczą, piją alkohol. Obserwatorowi z zewnątrz przypomina to ekstatyczny trans. Przyglądam się im stojąc u progu, ponieważ kobiety nie mogą wchodzić do namiotu. Obok mnie stoi mężczyzna, fotograf z Częstochowy (lat 39), który cały dzień robił zdjęcia pielgrzymom. Rozpoczynamy rozmowę. Dowiaduję się, że rozmówca w Lelowie był już parokrotnie. W tym roku przyjechał po dłuższej przerwie zaciekawiony nowym, okazałym ohelem. (Wzniesiono go w ostatnich latach – wcześniej stał tam niewielki grobowiec wybudowany w momencie, gdy udało się doprowadzić do odzyskania miejsca pochówku Dawida Bidermana i rozebrania pomieszczeń gospodarczych Gminnej Spółdzielni, które się tam znajdowały od lat powojennych).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *