Wchodząc na moje zajęcia z indyjskiego klasycznego tańca kathak, od razu słyszę wokół brzęczenie dzwonków na nogach tańczących dziewczyn. Ghunghru – bo tak nazywa się ten instrument – rozbrzmiewa przede wszystkim podczas ćwiczeń, gdy wytupujemy określony rytm do melodii wygrywanej przez harmonium, czy pakhawadź (rodzaj bębna), na których gra nasza instruktorka, recytując przy tym odpowiednie sylaby rytmiczne. Dla mnie nie są to zwyczajne ćwiczenia, na których uczę się tańczyć. Co decyduje o ich niezwykłości?

Tę szczególną atmosferę, oprócz samego tańca, tworzą przedmioty, które towarzyszą każdej tancerce w toku jej nauki, takie jak wspomniane dzwonki, instrumenty muzyczne, przy których odbywa się nauka oraz stroje używane do występów. Uczennice pod kierunkiem nauczycielki nie tylko ćwiczą ruchy taneczne; każda z nich, także instruktorka, tworzy przy tym muzykę za pomocą odpowiednich rekwizytów (w tym przypadku są nimi dzwonki ghunghru, harmonium, pakhawadź), czy własnego głosu (recytacji odpowiednich sylab do muzyki).

Teatralność, będąca cechą charakterystyczną tańca indyjskiego, realizuje się za sprawą współdziałania choreografii, odpowiednich kostiumów oraz muzyki granej na określonych instrumentach. Już sama sytuacja ćwiczeń tanecznych przypomina pokaz. Żeby możliwa była nauka tańca indyjskiego w takiej formie, wszystkie tworzące go elementy musiały najpierw dotrzeć na tę salę. Kostiumy i instrumenty przybyły tu dlatego, że polskie tancerki starały się pielęgnować indyjską formułę teatru tańca – teraz współuczestniczą w tanecznym „odgrywaniu Indii”. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, gdy na gruncie polskim dokonuje się reinterpretacja formy kulturowej powstałej gdzie indziej. W niniejszym tekście przyjrzę się temu zjawisku od strony tych szczególnych aktorów, jakimi są kostiumy zakładane przez tancerki przed występem. Pokażę etapy, jakie dają się wyróżnić w ich adaptacji w środowisku Warszawy. Wykorzystam do tego wypowiedzi trzech kobiet związanych z tańcem indyjskim. Pierwszą z nich jest Anna Łopatowska, założycielka najwcześniejszej szkoły tańca indyjskiego Teatru Tańca Nataraja, drugą – jej uczennica oraz obecna instruktorka wspomnianej szkoły Marta Krzemień-Ojak. Ich opowieść będzie relacją ukazującą sytuację sprzed lat. Trzecią osobą jest Magdalena Inglot, która zobrazuje współczesne realia.

W drugiej części tekstu powiem o tym, jaki wpływ na użytkowników mają kostiumy wykorzystywane podczas występów tanecznych. W tym celu wykorzystam anonimowe fragmenty różnych wywiadów z moich badań.

Do odpowiedzi na pytanie, jak zmieniały się sposoby docierania indyjskich artefaktów tanecznych do Polski, chcę zaprosić nie tylko nauczycielki tańców indyjskich, lecz także przedmioty: niech pokażą się na ilustracjach, wraz z osobami, dla których są ważne. Niech przemówią swoją warstwą wizualną. Zdecydowałam się przepleść wypowiedzi warszawskich tancerek fotografiami, na których widać kostiumy, gdyż są one współaktorami widowiska tanecznego.

Zacznijmy od początku, czyli od relacji Anny Łopatowskiej – osoby, dzięki której taniec indyjski pojawił się na polskim gruncie. W latach 80. wróciła ona do Polski z Indii, gdzie uczyła się sztuki teatru kudijattam oraz klasycznego tańca bharatanatjam. Kilka lat później zaczęła dzielić się swoją wiedzą z pierwszymi uczennicami w Warszawie. Wkrótce też postanowiła przygotowywać z nimi występy, do których niezbędne były kostiumy. Ponieważ w tamtych czasach nie miała możliwości zdobycia gotowych indyjskich strojów, radziła sobie w następujący sposób:

Postanowiłam (…) uszyć moim uczennicom kostiumy do tańca bharatanatjam. Od dziecka uczyłam się szycia i wymyślania różnych kostiumów. Taka tradycja u mnie była w rodzinie, więc nie stanowiło to dla mnie problemu. Wcześniej, jak byłam w Kalamandali, chodziłam do krawców zajmujących się kostiumami, wszystko jedno jakimi. Poszłam do jednego z nich, który szył kostiumy do bharatanatjam i poprosiłam, żeby mi pokazał, jak się je kroi. Zrobiłam rysunki oraz wykroje. Przyjechałam z tym do Polski, nie wiedząc, że to mi się kiedyś przyda. I z jakichś tam gałganków dostępnych w polskich sklepach – bawełnianych najczęściej – szyłam kostiumy do bharatanatjam. Były jeszcze takie punkty plisowania, więc można je było wyplisować.

Szyłam kostiumy dla moich uczennic i to im się bardzo podobało. Sama też robiłam biżuterię, bo wtedy była nie do kupienia. Dla siebie zrobiłam kostium do kudijattam z papier mache, z masy plastycznej, z różnych takich rzeczy, zanim stać mnie było na kupienie prawdziwego kostiumu (bo nawet na polskie pieniądze było to wtedy bardzo kosztowne.)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *