Pochmurne wrześniowe popołudnie 2014 roku. Na placu Szembeka stoi grupa około trzydziestu osób. To spacerowicze, którzy zgromadzili się, by wyruszyć za chwilę na wędrówkę po Grochowie. Przewodnik opowiada o historii placu i o jego niedawnych zmianach. Ocena modernizacji placu podzieliła mieszkańców. Są tacy, którym podoba się nowa odsłona, ale pojawia się też wiele głosów krytycznych. „Mówi się, że cały spór wokół przebudowy placu ma wymiar polityczny” ─ konkluduje przewodnik. „Mówi się, że ci, co głosowali na PiS, krytykują po prostu projekt Platformy”. Zapisujemy tę uwagę w notatkach. Plac przestaje być ładny lub brzydki ─ wkracza w sferę polityki.

Plac miejski może być agorą, miejscem spotkań, zgromadzeń i debat politycznych, a także pełnić ważne funkcje handlowe, kulturalne i społeczne. Może nie pełnić żadnej z tych funkcji i być tylko miejscem, przez które się przechodzi. Nas plac Szembeka interesuje jako miejsce, w którym przecinają się wpływy różnych wymiarów polityki kulturalnej, ekonomicznej, administracyjnej, historycznej oraz oddolnych praktyk o różnorodnym charakterze. Czy miejsce to wspiera lokalne praktyki kulturowe? Jak jest wykorzystywane? Jakie taktyki przestrzenne wypracowali mieszkańcy w ciągu dwóch lat od zakończenia przebudowy? Zacznijmy jednak od samego placu – jego historii i położenia – zarysowania zmian, które zostały wprowadzone w wyniku przebudowy, oraz tego, co mówią o tym mieszkańcy.

Topografia i odrobina historii

Plac Szembeka i bazar na Szembeku. Tutaj mówi się krótko: Szembek. To jedna z nazw bardzo identyfikowanych z Grochowem. Rozpoznawalna także w lewobrzeżnej części Warszawy właśnie dzięki bazarowi, który w czasach PRL był jednym z ważniejszych miejsc handlowych w Warszawie. Historia tego miejsca, o której warto krótko wspomnieć, rozpoczęła się w 1916 roku wytyczeniem placu (Waśkiewicz 2008: 181). W 1924 roku został wzniesiony drewniany kościół, a w latach 1930–1946 zbudowano murowany kościół, w okolicy wzniesiono domy mieszkalne. Od 1944 roku działał w pobliżu bazar Szembeka, w miejscu którego od 2013 roku powstaje nowoczesne centrum handlowe.

Plac Szembeka bywa określany mianem serca Grochowa, ale ma też konkurenta do tego tytułu: jest nim leżące niewiele ponad kilometr dalej rondo Wiatraczna, przy którym znajdował się Universam Grochów – pierwszy powojenny dzielnicowy warszawski dom handlowy zamknięty z końcem 2015 roku (zob. także Polak 2004). Wiatrak i Szembek. Dzielnica o dwóch sercach?

Jadąc ulicą Zamieniecką, wyjeżdżamy niemal centralnie na Kościół Najczystszego Serca Maryi, który zamyka plac od strony północy. Można by rzec, że plac rozpościera się przed kościołem. Choć teren przykościelny jest odgrodzony, to kościół, choćby poprzez proporcje architektoniczne, dominuje nad placem. Od wschodu i zachodu okalają go dwie ulice: ks. Sztuki i Chłopickiego. To wzdłuż Chłopickiego przebiega granica administracyjna między Grochowem a Gocławkiem wytyczona zaledwie dwie dekady temu. Czy serce może bić na granicy? Czy zatem granica administracyjna została wyznaczona wbrew regułom tworzenia terytorium?

Plac przedzielony jest małą wąską uliczką i tworzy dwie części. W północnej, tej bliżej kościoła, znajduje się fontanna tryskająca bezpośrednio z poziomu chodnika z podświetlanych punktów zlokalizowanych w linii prostej. Z obu stron zamknięta jest częściowo pierzeją z drewnianych ław z wyprofilowanymi wysoko oparciami. W tej drugiej części, znajdującej się bliżej ulicy Grochowskiej, która zamyka plac od południa i stanowi jedną z głównych arterii Grochowa, od niedawna mieści się punkt informacyjny. Przez obie części po stronie zachodniej ciągnie się rząd ażurowych różowo-fioletowych latarni zawieszonych na białych metalowych stelażach, pod którymi ustawione są ławki. Wzdłuż linii wytyczonej przez ławki rosną dwa szpalery niewysokich brzóz. Zieleni raczej niewiele. Znaczna część przestrzeni placu została wyłożona granitem. To stan obecny.

Rewitalizacja i kontrowersje. Szembek wyobrażony

Rewitalizacja, której jest efektem, rozpoczęła się w 2011 roku. Remont trwał dwa lata. „Chcemy, żeby ten plac stał się jedną z wizytówek naszej dzielnicy, był miejscem spotkań i wypoczynku mieszkańców wśród zieleni. Tu mają się też odbywać uroczystości o charakterze patriotycznym” – wyjaśniał w 2010 roku „Gazecie Wyborczej” Marek Karpowicz, wiceburmistrz Pragi-Południe (Bartoszewicz 2010).

Jeszcze zanim zakończono przebudowę placu Szembeka, zaczęły pojawiać się głosy niezadowolenia (Bartoszewicz 2012). Nasi studenci w ramach ćwiczeń warsztatu etnograficznego w maju 2013 roku prowadzili rozmowy na placu Szembeka z przechodniami, osobami pracującymi w sklepach i punktach usługowych zlokalizowanych przy placu. Zarejestrowali wówczas również wiele negatywnych wypowiedzi. Zaciekawiło nas, jak te opinie będą się zmieniać w czasie. Czy nowy plac się „przyjmie”? Jakie strategie wykorzystania tej przestrzeni będę proponowały władze? A jakimi taktykami odpowiedzą mieszkańcy? Kwestia strategii i taktyk (de Certeau 2008) powróci jeszcze.

W wypowiedziach naszych rozmów plac jest przestrzenią upolitycznioną, tworzoną odgórnie, bez porozumienia z mieszkańcami. W ramach każdego z wymienionych dyskursów przytaczane są różne argumenty, których nie będziemy tu szczegółowo analizować. Wypowiedzi poszczególnych osób mogą się w całości wpisywać w jeden z wymienionych dyskursów, mogą też łączyć dwa dyskursy, albo też traktować jeden z nich jako negatywny punkt odniesienia, tak jak w przypadku cytowanej wyżej rozmówczyni.

Warto podkreślić, że nie istnieje jedna narracja na temat placu Szembeka, ale różne – czasem sprzeczne i wykluczające się – opowieści, tworzone i powtarzane w codziennych rozmowach, w dyskusjach na Facebooku i na forach internetowych. Wszystkie one jednak współkształtują percepcję tego miejsca (zob. Harding 2008).

Przestrzeń sąsiedzka: mikroaktywności i taktyki, czyli dyskretna codzienność

Letnie popołudnie. Gorąco. Słychać gwar ulicy. W monotonnym szumie miasta, stanowiącym akustyczne tło, wyróżniają się pojedyncze wysokie dźwięki: piski i krzyki. Północna część placu gromadzi dzieci, które biegają pomiędzy wydobywającymi się strumieniami fontanny. Grzebią łopatkami w żwirku, z którego usypany jest fragment nawierzchni przy ławkach. Niektóre jeżdżą na rowerach i rowerkach. Zajmują przestrzeń w sposób umykający konwencjom obowiązującym dorosłych – przekształcają plac w obszar zabawy: siadają, by grzebać łopatką, kładą się, by malować kredkami, anektują część przestrzeni, by bawić się piłką. Fontannę traktują jako tor przeszkód lub ochlapują się tryskającą z niej wodą, która staje się ciekawym aktorem w tych interakcjach. Na ławkach siedzą rodzice, głównie matki. W południowej części placu odpoczywają pojedyncze osoby. Później pojawią się tu młodzi chłopcy jeżdżący na deskorolkach. Będą wykorzystywać architekturę placu, by ćwiczyć różne triki. Będą motywować się wzajemnie, nagrywać filmiki. Plac można zatem podzielić na sektory zajmowane przez różne grupy wiekowe (począwszy od strefy przy fontannie): rodzice z najmłodszymi dziećmi, dalej osoby w średnim wieku i starsze, a przy Grochowskiej – młodzież na deskorolkach.

Wieczór. Gwar cichnie. Dzieci coraz mniej. Bawią się już tylko starsze. Na plac zaczyna przychodzić młodzież. Pojawia się też więcej osób w średnim wieku. Niektórzy popijają piwo, mimo że czasem pojawiają się patrole straży miejskiej i policji. Po drugiej stronie ulicy jest całodobowy sklep z alkoholami. Toczą się rozmowy. Na poziomej płycie placu pozostają ulotne dziecięce rysunki, z ważnymi w tej dzielnicy „identyfikacjami”. Warto przypomnieć, że na dziecięcą twórczość i zabawy dość już dawno temu zwrócił uwagę etnolog-perypatetyk Jacek Olędzki, w tekście poświęconym dramaturgii dziecięcych zabaw w Parku Krasińskich takich jak gra w klasy, w chłopaka oraz tworzenia przekazów plastycznych zwanych widoczkami, sekretami, klejnotami (Olędzki 1987). Wówczas była to praca prekursorska, dziś zdecydowanie łatwiej przychodzi nam widzieć w zabawach dziecięcych ważną część kultury.

Od jesieni do wczesnej wiosny na placu siedzą nieliczni. Aura nie sprzyja. Niemniej w miesiącach ciepłych plac Szembeka tętni życiem codziennym, sąsiedzkim. Te mikroaktywności miejskie pozostają przezroczyste dla samych uczestników życia w mieście – ich banalność i codzienność czyni je niezauważalnymi. To jednak element kultury miejskiej, którą Marek Krajewski (2012) nazwałby częścią niewidzialnego miasta. Warto też w tym miejscu przypomnieć rozważania architekta i urbanisty Jana Gehla (1971|2009: 22–23), który podkreślał, że jeśli stworzy się odpowiednie ramy dla – jak to nazywał – „życia między budynkami”, to będzie ono o wiele ciekawsze niż jakakolwiek kombinacja betonowych form i efektów architektonicznych. „Wszędzie tam, gdzie przebywają ludzie – w budynkach, w centrach miast, na terenach rekreacyjnych itp. – powszechnie prawdziwe jest stwierdzenie, że ludzie i ich aktywność przyciągają innych ludzi. Ludzi przyciągają inni ludzie. Gromadzą się i przemieszczają wraz z innymi, i starają się umiejscowić blisko innych. Nowe rodzaje aktywności rozpoczynają się w sąsiedztwie wydarzeń, które są już w toku” – pisał Gehl (1971|2009: 23). Tam, gdzie coś już się zaczyna dziać, przychodzą kolejni ludzie. Zdaliśmy sobie sprawę, że przestrzeń nie żyje bez ludzi. To ich interakcje zarówno między sobą, jak i z przestrzenią (architekturą) tworzą w istocie miejsca.

Praktykowanie przestrzeni

Jak widać plac nie jest pozbawiony życia… Czy można postrzegać rzeczywistość placu w różowych barwach… nie czyniąc aluzji do latarni. Chyba jednak nie… Placowi zabrakło zapewne tego, co eksperci od wizerunku nazwaliby dobrym PR-em, a co my wolelibyśmy nazwać dobrze skonstruowanym pozytywnym wyobrażeniem, które mogłoby stać się schematem interpretacyjnym kształtującym doświadczanie tego miejsca (od początku w komentarzach pojawiało się sporo sceptycyzmu i głosów negatywnych). Zabrakło też być może zaangażowania artystów czy lokalnych aktywistów, których pomysły i akcje – są tego przykłady – nawet jeśli wzbudzają kontrowersje, to pozytywnie współtworzą miejsca. Przede wszystkim jednak nie został wykorzystany potencjał narzędzia, jakim są konsultacje społeczne.

Zaplanowany może nieco zbyt sterylnie plac, oswajany jest przez dzieci z matkami, deskorolkowców, rowerzystów, wieczornych gości, którzy ukradkiem gaszą pragnienie mimo obecnego na placu monitoringu. Na wystających betonowych koszach pojawiły się też pierwsze napisy i graffiti… Można by w tym dopatrywać się elementów taktyk, czyli podejmowanych przez obywateli-mieszkańców praktyk, które nie zawsze pozostają w zgodzie z zaplanowanymi odgórnie strategiami (zob. de Certeau 2008). Do taktyk należałoby tu zaliczyć również wspomniane wcześniej lokalne nazewnictwo rewitalizowanego placu, które jednoznacznie wskazuje na silny i ironiczny dystans wobec zaistniałego stanu rzeczy. Plac pełni być może funkcję lokalnego skweru… Ale czy na pewno o to chodziło decydentom (zważywszy na kosztowność inwestycji)? Na to, że jest to projekt niedokończony, może wskazywać również fakt, że mimo podejmowanych prób, nie udało się stworzyć na placu kawiarni-pubu… a jeden z potencjalnych najemców wycofał się, motywując to m.in. upolitycznieniem sprawy.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *