Prawdopodobnie najbardziej wpływowa w nurcie krytyki postkolonialnej książka „Orientalizm” Edwarda Saida (2005), a także wtórujące jej analizy odnoszące się do konstruowania innych obszarów kulturowych, dowodzą, że podziały kulturowe, takie jak „Wschód” („Orient”) – „Zachód”, („Okcydent”) czy „Wschodnia Europa” – „Zachodnia Europa”, zostały stworzone w zakrojonym na globalną skalę politycznym procesie porządkowania świata i podziału wpływów pomiędzy politycznie rozumiane podmioty władzy. Tego typu rozróżnienia, wmontowane w struktury globalnego ładu, znajdują swoje lokalne aplikacje w strukturach codzienności zwykłych ludzi. W jej ramach – twórczo, na miarę indywidualnych potrzeb przetworzone i zredefiniowane – kierują wyobraźnią aktorów społecznych i wpływają na podejmowane przez nich praktyki materialno-symboliczne. Dokonujące się w ramach praktyk codziennej rutyny jednostkowe aplikacje szerszych strukturalnych klasyfikacji rzeczywistości kulturowej, w całym swoim rozdrobnieniu i rozproszeniu, stanowią ważną formułę funkcjonowania podziałów typu „Wschód” – „Zachód”. Ich etnograficzna eksploracja pozwala dotrzeć do różnych, budowanych samorzutnie i na niewielką skalę (w relacji do własnej tożsamości) dynamicznych „obrazów” odmienności kulturowej, takich jak interesujące nas w prezentowanym tekście wybrane formy „Wschodu”. Są one tworzone na zasadach brikolażu, w kontekście szerszych struktur społecznych, glokalnie (lokalnie, ale w powiązaniu z procesami globalnymi, takimi jak dziedzictwo kolonialne), na przeplatających się poziomach – materialnym i symbolicznym. Poniższy artykuł jest próbą antropologicznej prezentacji jednego z tego typu „obrazów” – konstruowanej w ramach wybranych przestrzeni Warszawy „indyjskości”, jako egzemplifikacji na różne sposoby rozumianego „Orientu” – „Innego” Europy.

Współczesny, pokolonialny proces konstruowania „Orientu”, jako epitomicznego Innego, w relacji do którego zachodzi społeczna produkcja „zachodniego” projektu kulturowego, w dużej mierze odbywa się w obszarze konsumpcji. Cyrkulujący w zglobalizowanej rzeczywistości kulturowej, w ramach mobilności (Urry 2009) ludzi, przedmiotów i znaczeń, „Orient” znajduje się w zasięgu większości uważających się za „zachodnich” konsumentów, przyjmując skomodyfikowane formy, „które można zobaczyć, dotknąć, usłyszeć, zjeść, powąchać lub w które można kliknąć” (Haldrup, Larsen 2010, s. 1). Treści identyfikowane jako „orientalne” bez trudu wyśledzić można w konsumpcyjnych przestrzeniach „zachodnich” miast. Treści te – w formie, przykładowo, chińskiego menu w restauracji, bollywoodzkich pozycji w repertuarze kinowym, zajęć jogi czy „wschodnich” sztuk walki umieszczonych w ofercie klubów fitness – wrastają w tkankę miasta i konsumpcyjną codzienność jego mieszkańców, uczestnicząc tym samym w wielowymiarowym i wielostanowiskowym procesie produkcji „Orientu”. Zgodnie bowiem z założeniami współczesnych analiz inspirowanych koncepcjami Michela de Certeau (2008) praktyki konsumpcyjne są formułą twórczego przetwarzania konsumowanych treści – „Orient” nie tylko uczestniczy w materialno-symbolicznym porządkowaniu życia konsumujących go ludzi (ich codziennych doświadczeń, narracji tożsamościowych), ale równocześnie poddaje się jego wpływom.

Jedną z form „Orientu” – wyraźnie zaznaczających swoją obecność w konsumpcyjnych krajobrazach Warszawy – jest „indyjskość”. Jedną z przestrzeni, w ramach których jest ona konstruowana, stanowią sklepy z rozmaitymi towarami sprowadzonymi z Indii, tzw. India Markety. Na potrzeby prezentowanego artykułu etnograficznemu badaniu poddano cztery tego typu miejsca. Badanie objęło wywiady z klientami (16 rozmów), wywiad z właścicielką jednego z włączonych do projektu warszawskich sklepów indyjskich, a także prowadzoną we wnętrzach sklepowych obserwację. Opierająca się na danych wygenerowanych w terenie, przedstawiona poniżej analiza ma na celu zaprezentowanie „obrazu” kultury indyjskiej budowanego w badanych przestrzeniach. Zanim do niej przejdziemy, wybierzemy się na etnograficzny spacer po Warszawie.

Odwiedzimy wszystkie z objętych badaniem sklepów. Przestudiujemy panującą w nich atmosferę i sposób uporządkowania przestrzeni. Przyjrzymy się zgromadzonym w nich towarom, zwracając uwagę na różnorodność ich właściwości, takich jak kolor, kształt, faktura, a także materiał, z którego zostały wykonane, czy stylistyka, do której nawiązują. Będziemy starali się pokazać Czytelnikowi niezwykłe bogactwo „indyjskich” towarów. Mamy nadzieję, że dzięki dość szczegółowym opisom wnętrz „India Marketów”, uda nam się w możliwie sugestywny sposób przywołać wrażenie, jakie przestrzenie te wywołują zwykle w swoich gościach: oszołomienia i magiczności.

Dwa pierwsze indyjskie sklepy, do których zajrzymy, znajdują się przy jednym z turystycznych traktów miasta. Zaraz po wejściu do pierwszego z nich, dość dużego, niezbyt dobrze oświetlonego, zwrócimy uwagę na umieszczoną tuż obok kasy fiskalnej sporej wielkości gablotę z biżuterią i rozmaitymi szpargałami. Znajdziemy w niej ogromną różnorodność egzotycznych błyskotek w kolorach szlachetnych kruszców: bransoletki, obrączki, ozdobione dziwnymi ornamentami i kolorowymi kamieniami pierścienie; nie brakuje też zadziwiających różnorodnością form i kształtów naszyjników i kolczyków, które, podobnie jak reszta biżuterii, charakteryzują się pozłacanym lub posrebrzanym wierzchem i mnogością kolorowych kamyczków i szkiełek. Obok biżuterii rozstawiono bogato zdobione drewniane szkatułki i różnej wielkości puzderka – z pewnością przydadzą się do przechowywania wyeksponowanych po sąsiedzku indyjskich precjozów. Dalej znajdziemy drażniące węch kadzidła o mniej lub bardziej „orientalnie” nazwanych zapachach: „Sandal Wood”, „Gold Sandal”, „Coconut”, „Manoranjitham”, „Special Sita”, „Special Sateri” czy „White Lotus”. Tuż obok ustawiono różne, większe i mniejsze figurki Buddy i wybranych bóstw z egzotycznego hinduistycznego panteonu: Ganeszy, Sziwy, Kriszny czy Wisznu. Figurki wykonane są z kamienia, metalu, drewna lub kości. Po środku sklepu, niczym wyspa na morzu, stoi metalowa konstrukcja wieszaków na ubrania. Zwieszono na nich, podobnie jak na wieszakach rozstawionych wzdłuż ścian sklepu, rozmaite części zarówno męskiej, jak i damskiej garderoby: sukienki, spódnice, spodnie, koszule, bluzki. Znaczna ich część, rzeczy takie jak saricholikameez czy szarawary, osobom chociaż odrobinę zainteresowanym kulturą Indii, jednoznacznie skojarzy się z tym krajem. Pozostałe są mniej „orientalne”: zawdzięczające swój indyjski status wyłącznie pochodzeniu z fabryk Delhi czy Bombaju swojskie w formie koszule, sukienki czy bluzki przemieszano z podobnymi częściami garderoby, tylko jakby odrobinę bardziej „indyjskimi” na mocy zdobiącego je ornamentu, a także z elementami obserwowanego w Indiach wśród „zachodnich” turystów stroju w stylu „hippie”. Nad niektórymi z wieszaków zamocowano półki, na których w szeregach ustawiono kolejne bóstwa i lalki z kukiełkowego teatru. Dodatkowo wnętrze sklepu ozdabiają wielokolorowe chusty, narzuty, bogate w ornamenty torby, a także w luźny sposób odwołujące się do różnych znaków „indyjskości” elementy dekoracji wnętrzarskich, takie jak spływające z sufitów, złożone ze słoni lub słońc wielokolorowe zawieszki, gwiazdy i dzwonki. Całość charakteryzuje bogata paleta barw, form i faktur, która, mimo swojego przepychu i różnorodności, jest dość przejrzysta i harmonijnie uporządkowana.

Kolejny warszawski „India Shop”, do którego zajrzymy podczas naszej etnograficznej wędrówki, znajduje się nieco dalej, przy tej samej ulicy. Sklep jest zdecydowanie mniejszy, jednak nie znaczy to, że znajdziemy w nim mniej towarów. Rozmaite indyjskie przedmioty, zgromadzone według kryterium egzotyczności, wypełniają niewielką przestrzeń po brzegi. Ilość towarów – ich kolorów, faktur, kształtów – oszałamia: nie wiadomo, gdzie skierować wzrok. Spojrzenie rzucone na prawo napotyka gablotę z biżuterią szkatułkami, skrzyneczkami i drobnymi ozdobami podobną do tej znalezionej w poprzednim sklepie,. Złoto biżuterii błyszczy, kamienie, szkiełka i fragmenty lusterek mienią się dziesiątkami kolorów. W chwilową konfuzję wprawiają umieszczone w gablocie niewielkie „monety szczęścia” do złudzenia przypominające te wykorzystywane w starożytnej chińskiej sztuce Feng shui. Podobnie jak w poprzednim sklepie, na zajmujących znaczną część sklepu wieszakach znaleźć można całą gamę ubrań, dla większości których wspólny mianownik stanowią bogate, niekiedy zaskakujące zdobienia zbudowane z cekinów, koralików, kamieni, złotych nitek, kolorowych tasiemek, frędzli czy pomponów. Pozostałą przestrzeń, jakby ze strachu przed pustką niepasującą do reszty wnętrza, wypełniają rozmaite narzuty, chusty, poduszki, torby, figurki, lalki, gwiazdy, lampiony czy kolorowe zawieszki.

Obydwa odwiedzone sklepy znajdują się przy jednej z reprezentatywnych ulic Warszawy, w sąsiedztwie zabytkowych kamienic, pięknych kościołów i wabiących klientów wystawnymi witrynami punktów handlowo-usługowych. Mimo niewątpliwego uroku otoczenia, gdy wychodzimy z każdego z „India Marketów”, uderza nas monotonia i przewidywalność przestrzeni, mocno kontrastująca z obfitością kolorów i kształtów, znajdowaną w niewielkich wnętrzach badanych sklepów.

Do kolejnego „India Marketu”, nieco oddalonego od pozostałych, wejdziemy już dobrze przygotowani – po dwóch poprzednich wizytach wiemy, czego możemy się spodziewać. Zaraz po przekroczeniu progu sklepu poczujemy bardzo intensywny zapach kadzideł, który, „przylepiony” do naszych ubrań, będzie nam towarzyszył jeszcze długo po wyjściu. Większość towarów, które znajdujemy w tej obszernej i czytelnie uporządkowanej przestrzeni, jest nam dobrze znana z poprzednich sklepów. Coraz bardziej swojsko wyglądają rzędy szalenie kolorowych lub złotych bransoletek, pierścieni, zrobionych z drewna, kości, plastiku lub kamieni naszyjników, kolczyki, szkatułki, pudełka, różnorodne – bardziej lub mniej „indyjskie” – ubrania, torby, chusty, narzuty, tkaniny, poduszki, figurki bóstw, zawieszki, lampiony. (Nieco urozmaicenia dodają niespotkane przez nas wcześniej towary, takie jak szablony do hennowych tatuaży, ceramiczne naczynia czy wygodne, ozdobne siedziska.) W tak uporządkowanej przestrzeni rolę egzotycznych kuriozów odgrywają drewniane, wielokolorowe figurki kotów, królików czy sów – akcesoria wnętrzarskie dobrze nam znane z naszych własnych lub rodzinnych domów.

Ze sklepu, nieco odurzeni dymem „orientalnych” kadzideł, wychodzimy na jedną z bardziej ruchliwych arterii miasta. Został nam ostatni „India Market” do odwiedzenia. Sklep znajduje się po drugiej stronie Wisły, w niewielkim centrum handlowym. Jadąc do niego, mamy czas, na pierwsze refleksje.

Opisane powyżej przestrzenie trzech warszawskich „India Shopów” urzekają różnorodnością towarów i barokową wręcz wystawnością. Wydają się jednak przy tym nieco chaotyczne, a kryteria doboru składających się na nie elementów nie są do końca oczywiste. Wiszące na wieszakach w towarzystwie sarikurt czy skąpych strojów do belly dance ubrania odwołujące się do powstałego na „Zachodzie” stylu „hippie”, podobnie jak ustawione nieopodal figurek hinduskich bóstw drewniane, mało egzotyczne koty, sugerują, że jedynym możliwym do zidentyfikowania obszarem pokrewieństwa wszystkich zgromadzonych przedmiotów jest fakt ich wyprodukowania w fabrykach i manufakturach znajdujących się na subkontynencie indyjskim. Ostatni sklep na szlaku naszego etnograficznego spaceru przełamie odkryty w pozostałych sklepach mechanizm.

Już pierwsze przelotne spojrzenie w głąb lokalu zlokalizowanego w centrum handlowym pokaże, że w poddanej oglądowi przestrzeni nie ma miejsca na przypadkowość czy chaos i że została ona skonstruowana ze starannie przemyślanej gamy elementów. Pomieszczenie jest obszerne, dobrze oświetlone. Kolorowy towar rozłożono na nowoczesnych białych meblach, w tle słychać „orientalną” muzykę. Wśród oferowanych w sklepie produktów z dużym trudem odnaleźć można te wzbudzające podejrzenia co do swojej indyjskiej proweniencji. Zawieszone na metalowych wieszakach ubrania są starannie uporządkowane pod względem stylistyki i użyteczności. Rzeczy w luźny – ale wyraźnie dostrzegalny – sposób odwołujące się do „indyjskości” odseparowano od tych faktycznie noszonych przez Hindusów podążających szlakami tradycji. Pierwszą grupę reprezentują starannie uporządkowane na kilku wieszakach t-shirty z wizerunkami bóstw, znakami „Om” czy kolorowymi słoniami, wielokolorowe spodnie typu „alladynki”, raczej symbolicznie obecne – nasuwające skojarzenia z rewolucją „dzieci kwiatów” – rozłożyste spódnice, sukienki i bluzki z rozszerzonymi rękawami. Jeśli chodzi o drugą grupę: na jednym wieszaku znajdziemy elementy stroju do belly dance, na kolejnym bogaty wybór skromnych lub bogato zdobionych, wykonanych z całej masy różnych tkanin tunik kameez, tuż obok wieszak z koszulami kurta, w innym miejscu zawieszono spodnie shalwar i churidar, dalej trafimy na sari, bluzki choli i szale dupatta, nad nimi poustawiano turbany. W sklepie, oprócz ubrań, biżuterii uporządkowanej z podobną starannością (wśród której najskuteczniej przyciągają wzrok zestawy ślubne), figurek Buddy lub hinduskich bóstw, kadzideł i rozmaitych drobiazgów dekoracyjnych, odnaleźć można zakątki poświęcone rytuałom piękności, gotowaniu i leczeniu. Prawdziwą gratką jest wystrój antresoli, stworzony z myślą o fanach produkcji filmowych z Bollywood. Na antresoli, zaraz przy wejściu wita nas sporej wielkości podobizna Shah Rukh Khana, wycięta z grubego papieru. Na plakatach pokrywających sufit oraz ściany antresoli multiplikuje się wizerunek aktora, przyjmując postaci swoich filmowych wcieleń. Aktorowi towarzyszą inni bohaterowie hinduskiej wyobraźni: Kareena Kapoor, Kajol Mukherjee Devgan czy Hrithik Roshan. Ustawione na ściennych półkach antresoli płyty DVD z produkcjami prosto z Bollywood, książki poświęcone tematyce kultury i historii Indii oraz zawieszony pomiędzy nimi plazmowy telewizor składają obietnicę rozszerzenia zaprezentowanej w sklepie „indyjskiej” rzeczywistości o nowe wymiary. Przypominają obecnym w sklepie klientom – sympatykom „Orientu” – że w zglobalizowanej rzeczywistości jest on w zasięgu ręki i że da się z nim obcować w niewymagający większego wysiłku sposób: łatwo, tanio, szybko, w zaciszu własnego mieszkania.

Etnograficzny spacer po warszawskich „India Marketach” miał na calu przybliżenie Czytelnikowi panującej w nich atmosfery. Mamy nadzieję, że udało nam się pokazać, z jak dużą siłą badane przestrzenie dobijają się do zmysłów swoich adresatów. Charakterystyczne dla ich wnętrz (rzadko spotykane w innych miejscach Warszawy) nagromadzenie intensywnych, jaskrawych barw; egzotycznych kształtów i form rozmaitych posążków i figurek, mnogość tkanin: gładkich, szorstkich, miękkich, sztywnych, błyszczących, matowych; połysk biżuterii: złotej, srebrnej, szklanej, z plastiku pokrytego lakierem lub masą perłową; matowość drewna i pokrytego patyną metalu; intensywne zapachy wymieszanych „orientalnych” woni olejków i kadzideł; egzotycznie brzmiąca muzyka, wysokie i niskie dźwięki dzwonków – wszystko to składa się na złożoną multisensoryczną strukturę wewnątrzsklepowych oddziaływań, które zdają się oczarowywać klientów.

W swoich wypowiedziach o „India Marketach”, nasi rozmówcy niejednokrotnie opisywali panującą w nich niezwykłą atmosferę, odwołując się do własnych refleksji i zmysłowych doznań:

[…] a z drugiej strony mam jakąś taką wewnętrzną potrzebę. Wciągnę to powietrze z kadzidełkami, zobaczę sobie, wejdę do tego takiego ciemnego zaułka, dotknę sobie spódnicy, przymierzę coś… Takie przyjemne. Nie umiem nawet tego określić, ale to jest takie… Inne. Nie ma takich miejsc w sumie, poza tymi sklepami z ciuchami. (Wywiad 05)

Wrażenia? Ja lubię w ogóle chodzić do sklepów indyjskich, nawet jak nic nie kupuje, bo one są takie fajne, takie… Chusty tam wiszą i jest tak kolorowo, i pachną kadzidełka, jakaś muzyka śmieszna leci. Bardzo przyjemny sklep do bycia tam. (Wywiad 05)

Atmosfera tam panująca przynosi spokój. Kolory i zapachy wpływają na wyobraźnię, poprawiają nastrój. Ludzie tam pracujący, mówię tu o obcokrajowcach, podchodzą do człowieka z ogromną życzliwością. (Wywiad 02)

Sposób funkcjonowania „India Marketów” w doświadczeniu klientów jest dobrym przykładem na zauważalne w obszarze konsumpcji zjawisko wtórnego „zaczarowywania” świata, „odczarowanego”, –by posłużyć się słowami Maxa Webera (2004) – w ramach zapoczątkowanego w dobie Renesansu procesu racjonalizacji. Jak w swoich analizach zjawisk konsumpcji pokazuje George Ritzer (2001), projekt racjonalnego, a więc obliczalnego, przewidywalnego, przejrzystego – i przez to wszystko pozbawionego charakterystycznego dla magii elementu zaskoczenia i ekscytacji światem – nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb zamieszkujących go ludzi. Na powstałe w wyniku procesu racjonalizacji deficyty niezwykłości w dzisiejszych czasach starają się odpowiedzieć miejsca, zwane przez przywołanego badacza „świątyniami konsumpcji”. Rola tego typu przestrzeni, przyjmujących formę restauracji, sklepów czy miejsc rozrywki, znacznie wykracza poza dostarczanie konsumentowi opłaconych przez niego dóbr i usług. „Świątynie konsumpcji” zaspokajają szeroką gamę innych potrzeb: estetycznych, poznawczych, społecznych, ludycznych, rekreacyjnych, odnoszących się do kontaktu z przyrodą czy odmiennością kulturową. Dodatkowo, charakterystyczne dla tego typu miejsc złożone systemy oddziaływań odwołują się równocześnie do zmysłów, wiedzy, wyobraźni i wrażliwości konsumenta, dostarczając mu tym samym intensywnych doznań niezwykłości i niecodzienności. Rodzi to analogię do świątyń – centralnych punktów kultu religijnego, w podobny sposób wychodzących naprzeciw potrzebom swoich wyznawców.

Chociaż postawione przez Ritzera tezy generalne, takie jak fakt zastąpienia we współczesnym świecie praktyk religijnych praktykami konsumpcji, budzą wątpliwości, a zawarta w jego wywodach wizja świata zdehumanizowanych mechanizmów kierujących uwięzionymi w bierności ludźmi nie zgadza się z przyjętym w tekście założeniem o konsumenckiej aktywności, to jednak wskazane przez niego ponowne zaczarowywanie czy umagicznianie świata, odbywające się w strefach konsumpcji, wydaje się być, zwłaszcza w kontekście opisywanych w tekście zjawisk, szczególnie trafnym spostrzeżeniem. Wypełniające przestrzeń warszawskich „India Marketów” hipnotyzujące klientów kształty, faktury, zapachy, dźwięki przerywają ciągłość warszawskich przestrzeni, w magiczny niemal sposób uobecniając atmosferę fascynującego, „orientalnego” kraju.

Dający się wyekstrahować z wypowiedzi rozmówców „obraz” kultury Indii, uobecniony w warszawskich „India Marketach”, podziela właściwości systemu reprezentujących go przedmiotów. I tak badana „indyjskość” opiera się na różnorodności, mnogości, wielości, nadmiarze, obfitości, złożoności stawianych w opozycji do zwykłości, prostoty i homogeniczności rodzimego systemu kulturowego. Wymienione właściwości odnieść można przede wszystkim do, składających się na całość projektu „indyjskość”, licznych mniejszych systemów kulturowych i filozoficzno-religijnych (reprezentowanych przez zgromadzone w sklepach towary). Stanowią je charakterystyczne dla poszczególnych stanów kultury regionalne, przecinające granice stanowe kultury grup etnicznych, a także obecne w Indiach wielkie systemy wierzeniowe, redefiniowane lokalnie i w ramach jednostkowych aplikacji. Na mocy swojej rozmaitości systemy te kształtują obraz Indii na wzór skomplikowanej, niemożliwej do przeniknięcia mozaiki. Mozaikowa różnorodność kulturowa objawia się w tysiącach nie do końca zrozumiałych dla przeciętnego Europejczyka hinduskich rytuałów dnia codziennego, zarówno tych z porządku świeckiego, jak i religijnego, których znaki odnaleźć można w egzotycznych kształtach i formach przedmiotów o nie zawsze jasnej funkcji. Ponadto mozaikowość „indyjskości” znajduje swój wyraz w formach materialnych z kręgu sztuki i artystycznego rzemiosła (np. krawiectwa), które są równocześnie obszarami realizacji wyobrażonej indyjskiej wielobarwności, przepychu, bogactwa i wystawności.

Doświadczenie urzekającej magiczności warszawskich sklepów indyjskich, zrodzonej w systemie złożonych oddziaływań wielu, ewokujących różnorodne sensy przedmiotów, dźwięków i zapachów, jest tym silniejsze, im bardziej uświadamiamy sobie, że Indie, do których zostaliśmy przeniesieni, przypominają bollywoodzkie scenografie bardziej niż ulice Delhi.

Możemy się spodziewać [po wizycie w sklepie] co tam [w Indiach] zobaczymy na bazarze. Ale nie możemy spodziewać się tego, jak będzie wyglądał Ganges, jak będą wyglądały niektóre obrządki. Możemy się spodziewać, mniej więcej, jak będą wyglądały kobiety na ulicach. W jakich, mniej więcej, strojach chodzą. Jak, mniej więcej, są ubrane, jakie najczęściej barwy przywdziewają. Ale wiesz… No nie jest to takie przygotowanie [do wyjazdu]. Tak samo filmy Bollywood nie mogą w całości przygotować na to, jak będą wyglądały Indie. (Wywiad 07)

Analizowany projekt „indyjskości” w decydującej mierze składa się z elementów dobranych zgodnie z kryterium niezwykłości i estetycznej atrakcyjności. Indyjskość analizowanych sklepów jest niecodzienna, egzotyczna, „orientalna”, magiczna, ale przy tym wszystkim przyjemna dla oka i innych zmysłów. Zaspokaja potrzebę przerwania rutyny, obcowania z fascynującą odmiennością:

Uwagę moją przyciągnął „orientalny” wystrój wystawy i zwykła ludzka ciekawość, by „zobaczyć”, „poczuć”, „spróbować” czegoś innego. […] Wystrój całego sklepu, ozdobione ściany, z sufitu zwisające „orientalne” dekoracje oraz półki wypełnione różnymi, bardziej lub mniej „orientalnymi” przedmiotami… Szczególnie urocze są ozdoby, które można powiedzieć, że różnią się od dostępnych w codziennych supermarketach […]. (Wywiad 03)

Często mi się zdarza [odwiedzać „India Markety”], bo jestem dość… Dużą… Bardzo lubię „Orient” [tu uśmiecha się w końcu znajdując właściwe słowo]. W ogóle jeśli chodzi o Indie, to uwielbiam Indie. Zawsze je jakoś lubiłam. (Wywiad 07)

Równocześnie, badana „indyjskość”, odwołuje się do definiowanego jako „oryginalny” smaku estetycznego konsumentów:

[…] jak weszłam! To po prostu ojejku! Bardzo ładnie i w ogóle bardzo przyjemnie. Wszystko takie cieszące oko. […] ogólnie ile ja tam spędziłam czasu… Ze trzy godziny! (Wywiad 2.01)

No bo teraz, żeby być oryginalnym, takim nietypowo ubranym czy coś takiego… […] tam wystarczy pójść, kupić jakiś jeden dodatek i już się czujesz taki: „O, oryginalna jestem.”. Ale to jest takie przyjemne, bo jednak te ciuchy są piękne. (Wywiad 05)

Mimo swojego urzekającego charakteru, odwołująca się do wszystkich zmysłów, pieczołowicie skonstruowana z setek elementów „indyjskość” „India Marketów” nie jest w stanie zwieść swoich odbiorców, którzy, dobrze rozumiejąc estetyczny charakter obowiązującego w tego typu sklepach porządku, nie oczekują kompletności i autentyczności. W ich opinii omawiany projekt „indyjskości” jest niepełny: jest „podkolorowanym” lub „szczątkowym obrazem”, „populistycznym streszczeniem”, „poglądem”, „zniekształconą cząstką”:

To jest podkolorowany obraz. Taki, który będzie się podobał nam. Ale nie taki prawdziwy, no bo nie zobaczymy tam slumsów, nie zobaczymy tam martwych noworodków w kanałach ściekowych. Nie zobaczymy tam krów na środku ulicy i różnych mężczyzn, którzy noszą łajno krowie i się tym smarują, bo to jest święte. Tego na pewno nie zobaczymy, no bo to nam, Europejczykom, wydaje się chore. To jest dla nas coś nie do pomyślenia, bo nie jesteśmy w tej samej kulturze. (Wywiad 07)

Myślę, że na pewno, jakbym się znalazła na jakimś, nie wiem, rynku czy bazarze w Indiach, to słyszałabym masę różnych dźwięków i dziwnego języka, którego na pewno bym nie zrozumiała. Ale to, wydaje mi się, że jest taka cząstka tej kultury tutaj. Mimo tego, że jest w jakiś sposób zniekształcona, to oddaje tę atmosferę… (Wywiad 02)

…takie populistyczne streszczenie popularnych motywów i kultury indyjskiej, nie oddaje to pełni „smaku” tej kultury, ale daje szczątkowy obraz. […] Na pewno tworzą jakiś pogląd, być może niekoniecznie w pełni poprawny, ale coś obrazują. (Wywiad 03)

Klienci omawianych sklepów świadomie dają się oczarować, przyjmując oparte na zasadzie przyjemności reguły gry. Akceptują oferowany im projekt odmienności kulturowej, lekceważąc jego niepełność, przymykając oko na drobne pęknięcia i nieciągłości. Rozumieją, że „indyjskość” badanych sklepów odwołuje się do ich fantazji, pragnień czy fascynacji i nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością indyjskich miast i wsi. Równocześnie, szukając wyjaśnień dla takiego stanu rzeczy, ujawniają świadomość stojących za nim mechanizmów ekonomicznych, takich jak komodyfikacja treści kulturowych:

To po prostu sprzedaż takich sztampowych produktów, będących symbolami danego kraju. […] Ale dla tych, który wiedzą, jak wyglądają prawdziwe Indie, to takie sklepiki będą tylko wyciągarką pieniędzy z turystów lub fanów. (Wywiad 03)

Tak jak mówiłam a propos tego boomu, wyniuchali interes i otwierali takie markety. (Wywiad 07)

Indie w pigułce. Wszystko jest… Naćkane jest wszystkiego. Tak, żebyś miał kawałek Indii, na małym areale tak naprawdę. Żeby poznać Indie, to trzeba poznać i slumsy, i jedną dzielnicę, i kolejną. Potem kulturę taką i taką. A to jest tylko taki symbol. […] tu masz kupować. Tutaj oni sobie stawiają te słonie i tak dalej, żeby i oni się poczuli fajnie i żeby klienci mieli jakąś podjarę z tego. Wchodzą i: „O to jest zupełnie inne niż H&M”. (Wywiad 05)

Przy poszukiwaniu języka do opisu systemów kulturowych reprezentowanych przez te uobecniające się warszawskich „India Marketach”, by możliwie czytelnie uchwycić specyfikę ich funkcjonowania we współczesnej rzeczywistości kulturowej, warto sięgnąć po wybrane elementy koncepcji symulakrów, stworzonej w ramach szerszej diagnozy rzeczywistości postmodernistycznego społeczeństwa przez francuskiego filozofa kultury Jeana Baudrillarda (1997). Jak próbowaliśmy pokazać wyżej, rzeczywistość, do której odwołuje się zbudowany w przestrzeniach interesujących nas sklepów system znaków „indyjskości”, ma podobny status ontologiczny – jest skonstruowaną na potrzeby konsumpcji „rzeczywistością” Indii wyobrażonych, strukturą znaków. „Indyjskość” „India Marketów” ma charakter symulakryczny – pozoruje estetycznie doskonałą, różnorodną w swej atrakcyjności, skonstruowaną według kryteriów przyjemności rzeczywistość kulturową Indii, nieistniejącą w innej formie ontologicznej.

Jak pokazują wypowiedzi objętych badaniem rozmówców, twórczy konsumenci (-producenci) skomodyfikowanej rzeczywistości – adresaci odbywającego się w „India Marketach” procesu pozorowania – z pełną świadomością uczestniczą w symulowaniu tej rzeczywistości nieistniejącej poza strukturami znakowymi. Kierowani potrzebą przyjemności, z pełną akceptacją wykorzystują różne formy skomodyfikowanego, przyjmującego umowną symulakryczną postać „Orientu” w swoim życia, wplatając go w różnie praktykowaną codzienność: w procesy narracyjnego porządkowania własnych doświadczeń biograficznych, w działania mające na celu budowanie i podtrzymywanie relacji społecznych, w praktyki przyjemności czy poznania. W tym momencie zatrzymujemy antropologiczną analizę. Pytania o charakter praktyk dysponowania tak skomodyfikowanym „Orientem” pozostawiamy otwarte.

W prezentowanym artykule, opierając się na przykładzie „indyjskości” „India Marketów”, próbowaliśmy pokazać formę, którą może przyjmować „Orient” (jako postać odmienności kulturowej) w praktykach konsumpcji „zachodniego” miasta. By zwiększyć sugestywność tekstu zabraliśmy Czytelnika na etnograficzny spacer, prezentując mu wybrane wnętrza objętych badaniem sklepów, a także wybrane głosy obecnych w nich ludzi. Staraliśmy się pokazać, że tego typu przestrzenie stanowią dobry przykład na ponowne postracjonalistyczne umagicznienie świata, odbywające się w kontekście przyjemności, podkreślając przy tym świadomość klientów i komunikowane przez nich dobrowolne uczestnictwo w odbywającym się w przestrzeniach konsumpcji symulowaniu rzeczywistości.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *